Gdy zeszli na dół, zaniepokojony Barlow wybiegł z baru.

  • Stoisław

Gdy zeszli na dół, zaniepokojony Barlow wybiegł z baru.

25 January 2021 by Stoisław

- Milordzie! - Nic się nie stało, Barlow. - Jaśnie panie, przyniosę panu brandy. - Zniknął na powrót w barze. Lysander oparł się zmęczony o ścianę i Clemency popatrzyła na niego z troską. Wkrótce wrócił oberżysta, trzymając w ręku dwa kieliszki. - Śmiem zauwa¬żyć, że i pani przydałaby się odrobina. Clemency zerknęła na Lysandra. - Proszę wypić - kiwnął głową. - To mały kieliszek, a mamy przed sobą jeszcze kawał drogi. Rozsądek podpowiedział im, by nie iść przez wioskę, wybrali więc drogę przez pola. Lysander początkowo nie okazywał żadnych objawów słabości, ale po chwili zwolnił kroku. - Niech pan lepiej wesprze się na mnie, milordzie - rzekła dziewczyna. Poczuła się nagle niebywale lekko i radośnie. Może był to skutek wypitego alkoholu, a może przebywanie sam na sam w świetle księżyca z człowiekiem, którego kochała. Lecz kiedy objął ją ramieniem, a ona objęła go w pasie, starała się zachowywać, jakby to jej wcale nie obeszło. Lysander nie czuł się dobrze i kręciło mu się w głowie. To wszystko razem, zmieszane z nocnym chłodem i działa¬niem alkoholu spowodowało prawdopodobnie, że stracił nieco swoje zwykłe opanowanie. - Wie pani, kocham Candover - rzekł cicho. - Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki nie dostałem go na własność. - Tak, wiem o tym - odparła dziewczyna. Co innego mogła powiedzieć? - Myślałem nawet o ożenku dla pieniędzy, by ratować posiadłość. - Bardzo mądry pomysł, milordzie - przytaknęła bez tchu. - Tak pani myśli? - Naturalnie. Doszli do konia, który spokojnie skubał trawę. Lysander puścił dziewczynę i zaczął poprawiać Truskawce popręg. W tym samym czasie księżyc wyszedł zza chmury i oświetlił twarz Clemency. Zsunięty kaptur odsłaniał włosy dziew¬czyny, które jak utkane ze złota opadały pyszną falą na ramiona. Lysander podniósł wzrok i w jednej chwili wszystkie kawałki łamigłówki znalazły swoje miejsce. Clemency zrozumiała, że ją rozpoznał. - Nie - szepnęła, lecz było już za późno. Chwycił ją w ramiona i zaczął całować rozpaczliwie i namiętnie, nie zważając na swoje rany. - Te słodkie, miękkie usta - szeptał. - Jak mogłem zapomnieć? - Puścił ją, obrzucił tkliwym spojrzeniem i szepnął, gładząc lekko po policzku: - Mój piękny aniele. Pocałuj mnie raz jeszcze. Clemency posłuchała go z łomoczącym z przejęcia sercem. Niespodziewanie znalazła się w znacznie większym niebez¬pieczeństwie, niż pół godziny temu z Markiem, ale nawet nie zauważyła niestosowności tej sytuacji. Czuła jedynie wszechogarniającą radość, bo całował ją mężczyzna, którego kochała. Nagle Lysander zachwiał się i byłby upadł, gdyby Clemency go nie podtrzymała. - Lepiej wracajmy już do domu, milordzie - stwierdziła, starając się zachowywać normalnie. - Pan jest ranny. Lysander trzymał ją jeszcze przez chwilę, po czym wyprostował się i odparł głosem pozbawionym wszelkich uczuć: - Ma pani rację. Drogę powrotną do domu przebyli w całkowitym mil¬czeniu. 9 Następnego dnia Clemency obudził dźwięk deszczu bębniącego o szyby. Niebo było zasnute szarymi chmurami i znacznie się ochłodziło. Dziewczyna westchnęła i przy¬mknęła oczy. Guz na głowie jeszcze ją bolał i skutecznie rozpraszał wszelkie myśli. Udało się jej w końcu zwlec z łóżka i obmyć twarz w zimnej wodzie. Gdy popatrzyła przez okno, miała wrażenie, że lato się nagle skończyło. Z ulgą przypomniała sobie, że była na tyle przewidująca, by zabrać ze sobą długą ciepłą suknię z szarego kaszmiru. Suknia miała szpiczasty kołnierz i liczne falbanki u dołu; nawet panna Baverstock musiałaby ją uznać za odpowiednią. Wtedy przypomniała sobie. Czyż markiz nie wspominał o jej wyjeździe? Przyłożyła dłoń do obolałej skroni i sta-rała się skoncentrować. Jeśli nawet, to czy dumna panna się nie sprzeciwi? Wróciła myślami do wczorajszego wieczoru, a szczególnie jego nieoczekiwanego finału. Chłodne poranne światło nie dodawało jej otuchy. Czy powinna była pozwolić na ten pocałunek? Gorzej, od¬powiedzieć na niego! Jak będzie mogła teraz spojrzeć mu w oczy? Trudno oczekiwać, że jego lordowska mość puści wszystko w niepamięć! Clemency usiadła na wąskim łóżku i przyłożywszy dłonie do rozpalonych policzków, starała się zebrać myśli. Wie¬działa, że Arabella jest bezpieczna, zajrzała bowiem do niej jeszcze wczoraj po powrocie. Jej ubranie leżało porozrzucane po całej podłodze, a ona spała głęboko. Z pewnością nie wspomni domownikom o nocnej eskapadzie. Clemency obawiała się tylko, czy Molly, gdy zacznie zbierać rano jej ubranie, niczego się nie domyśli. A co z markizem? Jak wytłumaczy widoczne ślady po walce? Upadkiem ze schodów? A jego wczorajsze za-chowanie? Czy możliwe, żeby ją kochał? A jeśli to jedynie następstwo doznanych urazów i alkoholu? Wyrażał się z najwyższym potępieniem o nagabywaniu jej przez pana Baverstocka, możliwe więc, że uzna też swoje poczynania za karygodne. Clemency spostrzegła, że nie ma innego wyjścia - cokolwiek markiz uczyni, ona musi sprawiać wrażenie, iż zapomniała o całej historii. Żeby się to udało, potrzebne jest jedynie opanowanie i spokojna, pełna przyjacielskiej nieświadomości postawa. Najmniejsza oznaka poruszenia z jej strony może tylko oboje wprawić w zakłopotanie i wzbudzić podejrzenia u pozostałych. Przyznała z niechęcią, że musi sprostać temu zadaniu. Całe szczęście, że to niedziela i zobaczy się po mszy z kuzynką Anne. Może nadszedł już czas, by skontaktować się z panem Jamesonem i podjąć próbę pojednania z matką? Jedno nie podlegało dyskusji - rozpoczęcie negocjacji w żadnym razie nie będzie jednoznaczne z jej powrotem do domu. Oriana obudziła się nieco później niż Clemency, ale za to w nadzwyczaj radosnym nastroju. Pozbyła się wreszcie niewygodnej pannicy i chociaż musiała pozostać jeszcze jakiś czas w tym okropnym, rozpadającym się domu, cieszyła ją myśl, że otrzyma na zimę upragnioną klacz. A dzisiaj, cóż, będzie napawać się widokiem zgorszonych twarzy towarzystwa na wiadomość o ucieczce panny Stoneham. Szczególnie głośne okaże się zapewne święte oburzenie panny Fabian. Rozległo się pukanie do drzwi - to Eliza przyniosła poranną filiżankę gorącej czekolady. - Nie za piękny mamy dziś dzień, panno Oriano. - Roz¬sunęła zasłony, poprawiła z tyłu poduszki i podała swojej pani ciepły szal. Gdy Oriana usadowiła się wygodnie, pokojówka postawiła przed nią srebrną tacę z filiżanką. Obok leżał list. - Możesz już odejść - rzuciła jej Oriana. - Zadzwonię, jeśli będziesz mi potrzebna. Dziewczyna dygnęła i wyszła. Oriana otworzyła kopertę, przebiegła wzrokiem list i zbladła. List był krótki. Szanowna panno Baverstock! Jestem pewien, że zrozumie pani powody, dla których nie mogę proponować pani dalszej gościny w Candover. Pani brat przebywa w „Koronie” z wyraźnym poleceniem czekania na pani przybycie. Powóz zostanie podstawiony o jedenastej. Wytłumaczę gościom pani wcześniejszy wyjazd. Z wyrazami szacunku, Storrington. Oriana odsunęła tacę tak gwałtownie, że płyn rozlał się na prześcieradło, ale zważała na to. Co mogło się nie udać? W jaki sposób Lysander dowiedział się, że Mark przebywa w „Koronie”, a tym bardziej, skąd wysnuł przypuszczenie, że ona maczała w tym palce? Rozważała przez chwilę, czy nie unieść się urażoną niewinnością, lecz po namyśle odrzuciła ten pomysł. Jaki w tym sens? Przecież tak naprawdę nie chce tu zostać. A może ta przeklęta guwernantka w ogóle nie przybyła na miejsce schadzki? Niemożliwe, wszak sama widziała, jak skradała się po schodach z płaszczem w ręku. Co najwyżej mogła stchórzyć w ostatniej chwili, to typowe dla takiej pretensjonalnej, ckliwej panny. Oriana tak mocno pociągnęła za dzwonek, że urwała przymocowany do niego sznur. Na ten dźwięk natychmiast przybiegła Eliza, flirtująca na dole ze służącym Marka. Gdy tylko weszła do pokoju, wyczuła paskudny humor swojej pani. Nie zdziwiła się, widząc urwany sznurek dzwonka. - Co za obrzydliwa rudera! - krzyknęła Oriana. - Nie zamierzam pozostać tu ani dnia dłużej. Elizo, zacznij się pakować. - Ale... ale... - Rób, co każę! - ucięła ostro Oriana. Potem zwiesiła nogi z łóżka, włożyła pantofle i wzięła z biurka kartkę. Za jej plecami Eliza zerknęła na porzucony na łóżku list i oczy jej rozszerzyły się z przerażenia. Milordzie - pisała Oriana - z największą przyjemnością przystaję na pana prośbę. Moim zdaniem ten dom nie nadaje się nawet dla świń, życzę więc szczęścia z tą nieciekawą świętoszką. O. Baverstock.

Posted in: Bez kategorii Tagged: filmy za darmo sensacyjne, jak malować policzki, hm rozmiarówka,

Najczęściej czytane:

- Nie to co księżna Lara? - dokończył Mark.

Stary kamerdyner spojrzał księciu prosto w oczy. - Tak. Księżna Lara i, proszę o wybaczenie, pański stry¬jeczny brat, książę Jean-Paul, traktowali służbę bardzo źle. Nie tak było za dawnych czasów... Mark słuchał jednym uchem. Nie potrafił oprzeć się po¬kusie i znów wyjrzał przez okno. Tammy leżała na trawie, tym razem na wznak, trzymając Henry'ego nad sobą w wyciągniętych ramionach, gaworząc, jakby sama była dziec¬kiem. Ich radość była tak zaraźliwa, że Mark nie mógł się nie uśmiechnąć. ... [Read more...]

wcale, że nie można się przemieszczać ...

inaczej. Stanie w miejscu nie musi oznaczać, że się jest czymkolwiek ograniczonym... Nawiązując do obrazu poranka, o którym mówiła przed chwilą Róża, Mały Książę spytał: - Czy ta mgła już całkiem opadła, a słońce wzeszło dostatecznie wysoko? ... [Read more...]

ROZDZIAŁ ÓSMY

Tammy weszła do salonu i stanęła jak wryta. Ingrid nie było. Przed kominkiem stał tylko Mark, który na widok jej zdumienia uśmiechnął się zagadkowo. - Czemu się śmiejesz? - zareagowała impulsywnie, ale natychmiast się zreflektowała. - To jest, dobry wieczór, Wa¬sza Wysokość. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 lodziarnia.warszawa.pl

WordPress Theme by ThemeTaste