Kabina wspina się powoli, z głośnym trzaskiem. Na drugim piętrze nikt na mnie nie
czeka. I dobrze. Długi korytarz także jest pusty. Świetnie. Szybko, bezszelestnie idę do mojej kryjówki, do pomieszczenia bez okien, w którym czeka na mnie idealna samotność. Nikt nie wie o tym miejscu, nikt go ze mną nie połączy. Ściany obite sklejką, pojedyncza goła żarówka spowija pokój ostrym, brutalnym światłem. Zamykam za sobą drzwi. Na klucz. Sprawdzam, czy są zamknięte. A potem oddycham głęboko i rozglądam się po pomieszczeniu, które wielu nazwałoby celą. Ale tutaj, w samotności, czuję wolność. Zazwyczaj nie lubię samotności, ale nie tutaj, nie w moim sanktuarium. Tutaj ogarnia mnie spokój. Wreszcie. Od mojej poprzedniej wizyty na ścianie wisi wielkie lustro, tak po prostu, dla towarzystwa. Obok zwierciadła piętrzą się pudła ubrań i kosmetyków. Na pręcie przymocowanym do ściany wieszam plastikowe pokrowce z co ładniejszymi strojami, z sukniami, marynarkami i spodniami, które trzymam na wyjątkowe okazje. Mam tu nawet komputer, laptop, z którego korzystam, siedząc na pufie pokrytym sztuczną cętkowaną skórą lamparta. W kącie krzesło, koło niego mała lampka na baterię. Jak w domu. I jeszcze nieduża biblioteczka – moje dzieło, zmontowana samodzielnie, bez niczyjej pomocy. Na półkach leżą albumy ze zdjęciami i wycinkami, kolekcja, której skompletowanie zajęło mi wiele lat. Jeszcze raz sprawdzam drzwi, wkładam słuchawki w uszy, włączam iPoda. Dzisiaj słucham R. E. M. i czuję, jak muzyka przebiega całe moje ciało. Nucę pod nosem, zdejmuję ciężkie albumy z półek, siadam na krześle i przekładam stronice. Niektóre wycinki pożółkły z czasem, ale leżą w porządku chronologicznym – bardzo mi na tym zależało. Zdjęcia Bentza. Artykuły o nim. Całe jego życie w policji zachowane na papierze. Oto zdjęcie z miejsca zbrodni. Detektyw Bentz stoi tuż za żółtą taśmą i rozmawia z dwójką funkcjonariuszy. W oddali widać dom, w którym naleziono zwłoki. Ale mnie nie interesuje uroczy bungalow z werandą oplecioną powojem. Nie patrzę na ślady krwi widoczne na stopniach. O, nie. Koncentruję się na Bentzu. Na tym przystojnym sukinsynie. Na tym zdjęciu widać go z profilu. Ma ostre, szorstkie rysy, zaciska zęby, usta wykrzywia w gniewie. Wieczny twardziel. Akurat. – Bydlak – mówię cicho. Patrzę na kolejne zdjęcie – jest w wesołym miasteczku, Kristi siedzi na karuzeli. Na zdjęciu ma siedem lat, a Bentz uśmiecha się szeroko – to rarytas, na niewielu zdjęciach dobrze się bawi. To zdjęcie, niezbyt wyraźne, ma mniej więcej dwadzieścia lat. Muskam palcami gładki papier. Jak setki razy przedtem. Dwadzieścia lat! Dwadzieścia cholernych lat. Z dziewczynki wyrosła kobieta. To prawda, myślę ze smutkiem, czas leci. Ale już nie. Teraz czas stanie w miejscu. Na stronach chronionych przezroczystą, folią widnieje jego życie. Stare zdjęcia z pierwszego ślubu wypłowiały, zblakły, a stroje młodej pary świadczą o tym, że minęła cała epoka. Muzyka szumi mi w uszach. Przekładam kolejne strony, moje palce przyspieszają bieg czasu, coraz szybciej, szybciej, aż dochodzimy do teraźniejszości. Oto najnowsze zdjęcia jego żony, O1ivii, wyraźne, ostre.