Ash i jego bracia. Drepczący za nim gęsiego.
Teraz w innym świetle widziała opowieść Rory'ego o zastrzyku przeciwtężcowym. Wczoraj ta historyjka rozśmieszyła ją, wydawała się co najwyżej zabawna. Ale po tym, co usłyszała od Myrny, rozumiała, jaki to był heroizm, jakie poświęcenie ze strony Asha; wejść z bratem do gabinetu zabiegowego, trzymać go za rękę. I w końcu zemdleć. Ash był odpowiedzialny. Dobry. Współczujący. Tak, 68 te przymiotniki pasowały do młodego Asha Tannera z opisów Myrny i Rory'ego, ale Maggie w żaden sposób nie potrafiła ich odnieść do mężczyzny, którego znała. Być może była w tym jej wina. Być może nie potrafiła po prostu dostrzec zalet Asha i nie zastanawiała się, co on czuje. Myślała tylko o jednym: żeby Tannerowie zaakceptowali dziecko. Dopiero teraz zaczynała rozumieć, dlaczego Ash nie przyjął Laury z otwartymi ramionami. Właśnie stracił ojca, spadły na niego sprawy związane z podziałem majątku, a tu raptem pojawia się kilkutygodniowa siostrzyczka, o której istnieniu nie miał pojęcia. Sporo jak na jedną osobę. Podniosła głowę i zobaczyła zbliżającego się Asha. Szedł w stronę ławki ze spuszczoną głową, z rękami w kieszeniach, przygarbiony, jakby uginał się pod wielkim ciężarem. Poczuła ucisk w gardle na jego widok. Miała ochotę poderwać się z ławki, podbiec do niego, rzucić mu się na szyję. I nie było to wcale współczucie, raczej, musiała to przyznać, jeśli chciała być szczera wobec siebie, pożądanie. To dlatego, że ją pocałował, próbowała zbagatelizować własne odczucia. Ciągle jeszcze czuła ciepło jego dłoni na swojej skórze, jego usta na swoich ustach. Nigdy jeszcze nie przeżyła czegoś podobnego, żaden pocałunek nie wywarł na niej takiego wrażenia. Obudził w niej tłumione całymi łatami pragnienia, pragnienia, 69 których nie dopuszczała do świadomości. Na samo wspomnienie serce zaczynało bić szybciej. Tęskniła za tym pocałunkiem, chciała go powtórzyć, zaznać znowu tego, co ze sobą niósł. Musi myśleć o Laurze. Nie wolno jej ani na chwilę zapominać, po co pojawiła się w domu Tannerów. Nic i nikt, a już Ash szczególnie, nie może jej odwieść od wyznaczonego celu. Przekona go w końcu, żeby zaopiekował się małą, stworzył jej dom. Ale nic się nie stanie, monologowała w duchu, jeśli okaże mu trochę sympatii i zrozumienia. To w niczym przecież nie zagrozi przyszłości Laury. Wzięła głęboki oddech, przywołała na twarz słoneczny uśmiech i podniosła się z ławki. - Załatwiłeś wszystko?