gdyby Kozacy ją złapali i zawlekli do Michaiła. Groził jej gwałtem. A wielki książę Kurków
nie po to przepędzał Napoleona z Europy, żeby rzucać słowa na wiatr. Niespodziewanie zyskała sposobność wystrychnięcia go na dudka. Odda się komuś z własnego wyboru i pozbawi go satysfakcji! Ledwie znała lorda Aleca, ale jego pocałunek przekonał ją, że jest zręczny, czuły i o całe niebo lepszy od okrutnego kuzyna. Chciałaby zobaczyć teraz minę swojego prześladowcy! Alec cofnął się nieco i przeczesał ręką włosy. - Chodźmy - szepnął nagląco. - Nie rób mi zawodu, Becky. Powiedz „Tak!” Musimy skończyć to, co zaczęliśmy. - Tak. Otworzyła przymknięte oczy i nieufnie spojrzała na jego uwodzicielski uśmieszek. Kozaków nie było już widać. Deszcz nadal siekł zaciekle, wiatr wciąż wył, ulewa bębniła o bruk. Alec wyciągnął ku niej rękę, czekając, by ją ujęła. Przez chwilę patrzyła na niego z niekłamaną fascynacją. Pani Whithorn się nie myliła. Becky była równie impulsywna jak jej matka, a teraz robi najbardziej nierozważną rzecz w życiu. Zważywszy jednak na okoliczności... Alec zdjął płaszcz i okrył ją nim. - Jesteś gotowa? Skinęła odważnie głową i podała mu rękę. Pobiegli w deszcz. Rzadko się zdarzało, żeby jakaś dziewczyna tak go frapowała. Pragnął odmiany, nowości, no i znalazł ją. Becky była zadziwiającą mieszaniną odwagi i wrażliwości. Zachwycał go jej brak doświadczenia. Pragnął przełamywać jej opory. Czuł się, jakby uwodził dziewicę, tyle że bez poczucia winy. Jednego był pewien, nikczemnik, który ją uwiódł, zrobiłby lepiej, trzymając się z dala od niego, bo Alec byłby gotów połamać mu żebra. Biegli, trzymając się za ręce. - Nie zmieniłaś zdania? - spytał poprzez strugi ulewy. Pokręciła głową. Niepokoiło go, czy dziewczyna się nie przeziębi, ale szukanie dorożki trwałoby zbyt długo. Znajdowali się już zresztą w okolicach Piccadilly, gdzie wynajmował kawalerski apartament w ekskluzywnym Althorpe House. Rzecz jasna, najatrakcyjniejszy i z najlepszym widokiem. - Tędy - mruknął, prowadząc ją przez dziedziniec. - Już prawie jesteśmy w domu. W domu. To słowo sprawiło jej ból. Wkroczyli do ładnego ceglanego budynku oznaczonego literą „E”. - Moje mieszkanie jest z tyłu. Zostawiali ślady mokrych stóp na marmurowych płytach westybulu. Zza zamkniętych drzwi, które mijali po drodze, dobiegały osobliwe odgłosy kawalerskiego życia. - Słyszę muzykę - mruknęła. - To Roger Manners. Każdego wieczoru gra przez dwie godziny na pianoforte. Inni się złoszczą, ale ja jestem wielkim miłośnikiem muzyki. Wyciągnął klucz, który szczęknął głośno w zamku. Nagle rozległ się dużo głośniejszy, głuchy pomruk. Zaskoczyło to ich oboje. Becky zakryła brzuch dłońmi. - Pewnie jesteś głodna? - Nie jadłam od wczoraj - przyznała z zażenowaniem. Alec pokiwał głową i otworzył drzwi pokoju. - Na co masz ochotę? Poślę do Watiera. Zrobimy sobie ucztę. - Doprawdy, nie jestem tak wybredna. - A ja owszem. Wchodź. Ich kroki niosły się echem po obszernym holu. Alec zapalił woskową świecę. W blasku świeczników ujrzała pomieszczenie, które nazywał domem. I on śmiał narzekać, że nie ma pieniędzy? Na karmazynowych ścianach wisiały wspaniałe obrazy, a na gzymsie marmurowego kominka stały cenne bibeloty. Ale Becky, zamiast je podziwiać, wpatrywała się w dwie greckie urny we wnękach. - Czy są prawdziwe? - zapytała, nim zdołała ugryźć się w język. - Och, przepraszam... - Ateny, V wiek przed Chrystusem. - Uśmiechnął się dobrotliwie. - O rety... - ledwie zdołała wyjąkać. Rozejrzała się naokoło. Szezlong kryty prążkowanym atłasem niemal zapraszał, by na nim spocząć. Wciąż jednak miała na sobie brudną i przemoczoną odzież. - Czuj się tu jak u siebie. - Alec przeszedł przez pokój. - Bawialnia jest tam, a tutaj