- Kelsey?
Zajrzał do łazienki. Ani śladu. - Kelsey? Żadnej odpowiedzi. Zbiegł po schodach. Wołał ją, zaglądał do wszystkich pomieszczeń. Wrócił na górę, rozejrzał się. Zobaczył na podłodze papiery. Przy desce. Jęknął. Musiała odkryć schowek. Powinien był jej powiedzieć, już na początku. Ale przecież nie mógł! A teraz... Zbiegł na dół. Torebka leżała na stole, Kelsey nie miała więc telefonu. Uciekała z wyspy, pewna, że ma do czynienia z psychopatycznym mordercą. Stwierdził, że tylne drzwi są nadał zamknięte od środka. Frontowe otwarte. Wychodząc, zamknęła je tylko na klamkę. Wypadł z domu. - Kelsey! - krzyknął przez wiatr i deszcz. Żadnej reakcji. Dlaczego miałaby mu odpowiedzieć? Maniakalnemu zabójcy? Musi ją znaleźć. Nie żeby się wytłumaczyć. Chodziło o to natrętne uczucie. Przeświadczenie, że ktoś ich obserwował. Policja nie znalazła Andy'ego Lathama, a to oznacza, że on gdzieś tu jest. Gdzieś. I gdzieś tutaj jest Kelsey. 354 Kelsey biegła drogą. Padał deszcz, wiatr przyginał drzewa. Przeszkadzały jej kamyki, potykała się o korzenie. Ciężko dyszała. Ciągle musiała się oglądać. Jeśli Dane za nią biegnie, nie usłyszy go. Jak dotąd, szło jej mimo wszystko nieźle. Nagle... Usłyszała go, z daleka. Wołał ją. Odkrył jej nieobecność. I wiedział. Wiedział, co znalazła. Zmusiła się do szybszego biegu. Miotane wiatrem krople deszczu siekły ją w twarz. Jeśli przegapi groblę, będzie musiała przepłynąć. Umiała pływać, ale ciemności, deszcz... Zobaczyła przed sobą światła. Dziwne światła. To nie mógł być Dane. Zbliżały się od strony lądu. Biegła, wymachiwała dziko rękami, żeby kierowca ją zobaczył. Samochód zatrzymał się. Oślepiały ją reflektory. Chciała podbiec, poprosić o pomoc. Zamrugała i zobaczyła go. Andy Latham. Zamarła. Przypomniała sobie jednak, że nie musi się już bać Andy'ego Lathama. Sheilę zamordował Dane. - Andy! - krzyknęła. - Hej, mała dziewczynka! Co ty tu robisz? Zresztą nieważne, świetnie wyglądasz w tej mokrej koszulce. Po co się męczysz w tym reklamowym