– Senatorze, radzę panu opowiedzieć wszystko, co pan wie,
waszyngtońskiej policji. To robota dla nich. Mogą pilnować pana przez całą dobę, a Mowery nie będzie o tym wiedział. – Będzie – oświadczył Jack. Sebastian poczuł zmęczenie gromadzące się w oczach i mięśniach karku. Zbyt dużo się wydarzyło tego dnia. Stał teraz w cieniu wielkiego klonu na podwórzu, niemal na granicy zasięgu telefonu. Lucy miała rację. Trzeba było zabrać ze sobą komórkę. – Wiesz, że mam rację – ciągnął senator. – Tak – przyznał Sebastian. – Wiem. – Pamiętaj też, że nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo fizyczne. – Zapłacił mu pan? Swift zawahał się. O tym również nie miał ochoty rozmawiać. – Dwie raty – powiedział w końcu. – Ile? – Dziesięć tysięcy każda. Sebastian mocniej pochwycił słuchawkę. – Czyli razem dwadzieścia tysięcy? Senatorze, Darren Mowery w zeszłym roku próbował ukraść miliony. Nie zadowoli się dwudziestoma tysiącami. W słuchawce zapadła cisza. – Ale przecież pan o tym dobrze wie – westchnął Sebastian. – Nie wiem, czego on chce. Wiem tylko, co zrobi, jeśli nie będę współpracował, i uznałem tę możliwość za nie do przyjęcia. A teraz, gdy już dwukrotnie dostał ode mnie pieniądze, to wie, że jestem w jego władzy. Nie mam już odwrotu. – Więc czego pan chce ode mnie? – Żebyś go powstrzymał. – Nie, senatorze – powiedział Sebastian. – Pan chce, żebym go zabił. Rozłączył się, nie czekając na odpowiedź. Uznał, że senator potrzebuje jeszcze trochę czasu, by dokładniej przemyśleć swoją sytuację. Przetrzymywanie go w niepewności było okrutne, ale Sebastian wiedział z doświadczenia, że ofiary szantażu nigdy nie chciały ujawnić, czym dysponuje szantażysta, pragnęły tylko, by zniknął z ich życia. Podeszła do niego Madison z kartonowym pudłem w rękach. – Znalazłam to na strychu. Zawsze, gdy mam areszt domowy, idę na strych i szperam w pudłach. Spójrz. To kawałki materiału na patchwork. Heksagony. Ktoś musiał się natrudzić, by powycinać te sześciokąty. Czy to należało do twojej babci? Sebastian wziął do ręki skrawek materiału i rozpoznał wzór starej koszuli dziadka. Pamiętał, jak Daisy po śmierci męża pocięła wszystkie jego koszule, ale nigdy nie zdobyła się na to, by je pozszywać. – Tak, to robota Daisy – potwierdził. – Chyba będę musiała poprosić mamę o pomoc. Jeszcze nigdy nie szyłam patchworku. Nie masz nic przeciwko temu? – A niby dlaczego miałbym mieć? Twoja matka kupiła ten dom ze wszystkim, co znajdowało się w środku. Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Ale... Tak sobie myślałam, że gdyby te heksagony należały do mojej babci, to bardzo chciałabym je zatrzymać.