- To wcale nie znaczy, że ci wybaczyłam - szepnęła, tuląc się do gładkiego torsu.
- Ale wybaczysz. - Uwolnił ją z podartej sukni i przywarł ustami do pełnych piersi. Westchnęła z rozkoszy. - Nie. Drżącymi palcami rozpięła mu pasek spodni. - Podyskutujemy później. Pchnął ją na plecy i wszedł w nią zdecydowanym ruchem. Wbiła palce w jego barki i zaczęła poruszać biodrami, dostosowując się do jego rytmu. Gdy razem osiągnęli szczyt, pocałunkiem stłumił jej okrzyk ekstazy. Przez długą chwilę leżał bez sił i patrzył na poruszany lekkim wiatrem kawałek materiału, który nadal tkwił we framudze okna. Alexandra przekręciła się na bok i podparła na łokciu. Była piękna i bardzo podniecająca w swojej bezwstydnej nagości. - Cieszę się, że to ty mnie uratowałeś, a nie Thomkinson czy Wimbole. - Ja też. Nie rób tego więcej. - A co, znowu będziesz się ze mną kochał? Niezbyt odstraszająca kara. - Uśmiechnęła się figlarnie. - Wprost przeciwnie. Hrabia zmarszczył brwi, mile połechtany w swej dumie i jednocześnie zirytowany. - To nie była... - O, nie - przerwała mu, potrząsając głową. - Nie zmienię zdania, że jesteś po prostu czarującym łajdakiem. - Hm. - Wyciągnął rękę i wplótł palce w jej długie włosy. - Czarujący, tak? Coraz lepiej. Jeszcze nigdy mnie tak nie nazwałaś. - Przyłapałeś mnie na chwili słabości. - Najwyraźniej. A, za pamięci - powiedział, schylając się po surdut. Wyjął z kieszeni kopertę i z powrotem rzucił ubranie na podłogę. - Thompkinson mi to przekazał zgodnie z poleceniem. - Więc zatrzymujesz moją korespondencję? - Nie wyglądała na zaskoczoną, ale sądząc po treści listu, raczej się nie spodziewała, że zostanie wysłany. Zerknąwszy na nią z ukosa, Balfour rozłożył kartkę. - „Najdroższa Emmo” - przeczytał na głos. - „Obawiam się, że mój przyjazd się opóźni. Zostałam porwana przez aroganckiego, upartego, nieznośnego i szalonego byłego pracodawcę, earla Kilcairn Abbey.” - Pominęłam chyba parę przymiotników. - I tak napisałaś ich wystarczająco dużo. - Chciałam uprzedzić Emmę. - Nagle spoważniała. - Ma dość zmartwień, żeby przydawać jej nowych. Hrabia rzucił list na podłogę. - Zajmę się tym. Ale poinformuję ją trochę oględniej. - Objął ją i pocałował. - Wypuść mnie, Lucienie - poprosiła, kiedy już mogła mówić. - Przecież musisz to zrobić wcześniej czy później. Nie pogarszaj sytuacji. - Uwolnię cię dopiero wtedy, gdy decyzję poweźmiesz, kierując się szczerą chęcią, a nie okolicznościami czy poczuciem obowiązku. Wytrzymała jego wzrok. - Albo wygodą? - Albo wygodą. - Usiadł i rozejrzał się po piwnicy. - Potrzebujesz dywanu. Przyślę jakiś przez Thompkinsona. Oknem zajmę się sam, jeśli przez pięć minut powstrzymasz się przed podjęciem następnej próby ucieczki. Przeciągnęła się, wyraźnie go drażniąc. - Jestem trochę zmęczona, więc przez pięć minut będziesz bezpieczny. - Ty również. Ale niedługo. - Nachylił się i pocałował ją. - Chyba zdajesz sobie sprawę, że nie porywałbym pierwszej lepszej kobiety. - A ty zapewne zdajesz sobie sprawę, że ani przez chwilę nie wierzę w twój altruizm. - Bo nie jestem altruistą. W każdym razie nieczęsto. Chcę, żebyś była ze mną, Alexandro.